wtorek, 28 marca 2017

Dzień 20.

  Wczoraj wydawało mi się, że coś nie działa w filtrach, które poprawiałem i na pytanie PM-a powiedziałem z czym jest problem i zacząłem mu pokazywać i ... nagle się okazało, że te filtry jednak działają. Na wszelki wypadek jeszcze trochę poklikałem, ale skoro działa to zostawiłem i wziąłem się za drugą część wczorajszego działania. Wydawało się, że będzie prosto, bo miałem wskazówki gdzie i co dodać, a wczoraj już to miałem obcykane. Patrzę w kod i coś mi nie bardzo pasują porady, w których encjach dodać nowe pole. Analizuję dalej i przestało mi się podobać miejsce, w którym klient zażyczył sobie dodanie checkboksa, bo był on wykorzystywany dopiero w trzecim kroku tego pseudo-formularza, więc stwierdziłem, że nadmiarowy kod, tylko po to, żeby przekazać stan tego checkboksa dwa kroki dalej. No to ustalam z PM-em, że to bez sensu i dodam ten checkbox dopiero w ostatnim kroku, czyli zatwierdzeniu formularza. Zabrałem się za dodanie checkboksa, skopiowałem sobie wczorajsze rozwiązanie i pierwsza niespodzianka. Tamto było przystosowane do FormBuildera, a tutaj formularz był na sztywno w htmlu. Gorzej, później się okazało, że jego obsługa też nie jest po stronie Symfony, tylko jest dodatkowy kontroler w JavaScripcie, który przekazuje wybrane parametry. Sam do tego niestety nie doszedłem, ale pokazał mi to kolega, który sporo pisał w tym projekcie. Dalej doszło do grzebania w back-endzie, gdzie miała powstać główna funkcjonalność, czyli masowe ustawienie true na obiektach, które biorą udział w innej operacji. W operacji, która jest oderwana od głównego wątku, bo przygotowuje tylko ustawienia, które następnie uruchamiane są z crona, bo mogą trwać bardzo długo. Od razu pomyślałem, że przemielenie tysięcy obiektów w pętli źle się skończy, wiec na wszelki wypadek spytałem seniora czy dobrze myślę, że muszę dodać nowa metodę do repozytorium. Później jeszcze coś pogrzebałem i znowu doszedłem do etapu tłuczenia głową w ścianę. Powtarzające się nazwy encji z różnymi przyrostkami zaczęły mi się dwoić i troić przed oczami i przestałem rozumieć co się dzieje. W międzyczasie senior gadał z kolegą, który to pisał i razem coś tam ustalili, a ja dowiedziałem się wreszcie gdzie powinienem dodać nowy kod, a kolega, który to pisał miał mi pokazać palcem coś innego. Efekt był taki, że wciąż się męczyłem, więc poprosiłem kolegę o pomoc. Wymieniliśmy się wiedzą, bo ja chwilę wcześniej rozwiązywałem mu jakiś problem na serwerze linuksowym. Koniec końców, kolega siadł ze mną i podpowiadał mi pewne rzeczy. Niestety przy zapytaniu przy użyciu QueryBuildera zaczęły się problemy i oddałem klawiaturę. Kolega poprzeglądał kod i zaczął przeklinać. Stanęło na tym, że zamiast QB napisał zapytanie w czystym SQL-u i tu już było trochę mniej poprawek. Gdy okazało się, że działa, resztę kodu z prostymi ifami dopisałem sam i rozszerzyłem funkcjonalność na przyszłość, bo wcześniej pytałem PM-a o trzeci przypadek działania, który nie został jeszcze ustalony/wymyślony. Zajęło mi to wszystko z 7 h, a miało być proste, jak zawsze, zwłaszcza, że rano powiedziałem PM-owi, że pewnie zajmie mi to ze 2 h, ale wtedy jeszcze nie znałem czekających mnie niespodzianek...

  Był to więc dzień z epizodem "Co ja tu robię? Trzeba było zostać ninją.", ale na szczęście jakoś się udało. Udało się też wyjść o normalnej porze z pracy, więc poszedłem na siłownię, po tygodniowej przerwie i chociaż ciężko mi się było zebrać, to się opłaciło. Ćwiczę sobie powoli martwy ciąg, czego kiedyś nie umiałem i wszyscy się bali tego ćwiczenia, bo można sobie zrobić krzywdę, ale zrobiłem spory research i nawet osoby, które niby znają się na kulturystyce pokazują czy opisują różne bzdury. Tak więc zacząłem jak ostatnio, na rozgrzewkę 40 kg plus sztanga. Dołożyłem akurat kolejne 10 kg, gdy poszedł ktoś z pytaniem czy może dołączyć. Było bardzo dużo ludzi, więc się nie dziwię, że nie znalazł wolnego sprzętu, także ochoczo się zgodziłem. Dla niego, na moje oko, był to jednak ciężar bardziej na rozgrzewkę (widać było po budowie, że już ćwiczy trochę), ale powiedział, że wystarczy, bo miał wypadek na nartach, więc dużych ciężarów nie potrzebuje. Nie potrzebuje, ale i tak założył w sumie 60 kg po chwili i pytał czy zdjąć, gdy przyszła moja kolej. No i jak to bywa w takich sytuacjach... ja nie dam rady? Potrzymaj mi piwo. Zrobiłem 5 powtórzeń z sztangą plus 60 kg, a moja twarz nabrała różnych odcieni purpury. Nic mi nie pękło i chociaż czuję mięśnie w odcinku lędźwiowym, to i tak jest lepiej niż po pierwszym razie z mniejszym o 20 kg ciężarem, gdy poprawiałem technikę. Tak, przy poprawnej coś sobie naciągnąłem i bolało mnie z miesiąc, hehe.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz